Panie radny, czy w wyborach 21 października będzie Pan kandydował na stanowisko wójta gminy Oleśnica?
Tak, podjąłem decyzję o starcie w nadchodzących wyborach.
Już raz Pan przegrał z Marcinem Kasiną. Tym razem też będzie on faworytem. Nie obawia się Pan porażki?
Startuję po to, żeby wygrać i wierzę, że tak się stanie. Zrobię tyle, ile w mojej mocy, a decyzja należy do wyborców. Ponadto sam start jest wartością samą w sobie nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich mieszkańców Gminy. Proszę zwrócić uwagę, jak nagle do pracy wziął się obecny wójt. Tylko dlatego, że pojawił się konkurent. W jakim miejscu byłaby Gmina, gdyby pracował systematycznie? No właśnie... To pozostawiam ocenie wyborców. Zdecydowanie brak konkurencji rozleniwia, pojawia się arogancja.
Co zadecydowało o tym, że postanowił Pan rzucić wyzwanie obecnemu wójtowi?
Chcę zmienić model zarządzania naszą Gminą. To, co mamy teraz, można określić mianem jednowładztwa. Dzisiaj o wszystkim, właściwie jednoosobowo, decyduje wójt. O wszystkim. Tak być nie może. Tak być nie powinno. Chcę, aby realna władza wróciła do Rady Gminy. To, że w wyborach w ciągu ostatnich 10 lat Marcin Kasina konkurenta nie miał, to jedno. Natomiast istotne dla mnie jest to, abyście Państwo na nadchodzące wybory patrzyli w nieco szerszej perspektywie. To nie jest tylko mój start. W Gminie Oleśnica właściwie nigdy nie powstał jakiś większy, konkurencyjny w stosunku do władzy, podmiot. Dzisiaj udało się stworzyć ugrupowanie, które obsadzi niemal wszystkie okręgi wyborcze kandydatami na radnych, co wcześniej nigdy nie miało miejsca. Daję gwarancję, że będą to ludzie niezależni, odważni i merytoryczni. Ci z nich, którzy radnymi zostaną, na pewno wniosą sporo nowej energii do Rady, a czas, kiedy dziennikarze na naszych sesjach się nudzili, odejdzie do przeszłości. Jeśli teraz nie dojdzie do gruntownych zmian, to z całą pewnością będzie to ich początek. Jeśli będzie potrzebny dłuższy marsz, to o.k. Nie ma problemu.
W ostatnim okresie wyrażał Pan wiele wątpliwości odnośnie stanu gminnych finansów. Dlaczego uważa Pan, że są powody do niepokoju?
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że jestem daleki od prognozowania bankructwa naszej Gminy. Nie o to chodzi. Zresztą doprowadzenie do finansowej katastrofy nie jest w cale takie proste. Nawet dla Pana Kasiny. Przecież istnieją instytucje zewnętrzne, które finansów samorządowych pilnują. Niemniej jednak na dzisiaj sytuacja wygląda kiepsko. Zadłużenie sięga niemal 29 milionów, przy dochodach budżetu około 55 milionów. Trzeba pamiętać, że w dochodach jest ujęte prawie 9 milionów na program 500+, a to nie są ,,nasze” pieniądze. Czyli realnie zadłużenie niemal 29 milionów, a dochody to około 44 miliony. Niewesoło to wygląda i będzie to niosło konsekwencje na przyszłość. Będzie poważny kłopot z nowymi inwestycjami już w przyszłym roku.
Jednak Gmina wciąż prowadzi jakieś inwestycje. Może więc z tymi finansami nie jest tak źle?
Już o tym wspominałem. Obecny wójt postawił wszystko na jedną kartę. Inwestycje zaplanowane w roku wyborczym, z konsekwencjami finansowymi na kolejne lata, to około 22 miliony złotych. Na ich pokrycie zwiększono zadłużenie o kolejne 4,5 mln. Obawiam się, że to nie koniec. To jest polityka z gatunku: „Muszę wygrać za wszelką cenę!”...
Jak wyglądają plany na nowe inwestycje?
Zgodnie z Wieloletnią Prognozą Finansową w roku 2019 i 2020 na nowe inwestycje zaplanowano 650 tysięcy dla 29 sołectw na dwa lata. Daje nam to 11 tysięcy rocznie na sołectwo. To jest dobre planowanie? Nie! To jest kpina i cynizm. Jeśli dzisiaj ktoś powie, że poziom inwestycji będzie utrzymany, będzie kłamał.
Warto też zwrócić uwagę, że fakt, iż czekano z wieloma inwestycjami na rok wyborczy spowodował, że są one bardzo drogie. Przykładowo – wykonanie kanalizacji w Ligocie Wielkiej z tego tylko powodu będzie droższe o 2 miliony złotych niż zakładał kosztorys. Ta inwestycja jest bezdyskusyjnie konieczna, ale 10 lat to widocznie za mało, by ruszyć problem. Są wybory, firmy podniosły stawki i taki jest efekt. 2 miliony to dwie świetlice! Na przykład dla Krzeczyna i Ostrowiny. Oni bardzo ich potrzebują, ale na teraz mieć ich nie będą. Podobnie jest z innymi inwestycjami. To są potężne koszty. Ktoś, kto rządzi od 10 lat, nie może się tłumaczyć, że wcześniej nie było programu z dofinansowaniem.
Jako radny sugerował Pan też, że Rada Gminy przestała pełnić rolę kontrolną wobec organów wykonawczych. Rzeczywiście tak jest?
Nie mam zamiaru ukrywać, że jestem częścią tego, nazwijmy to, „systemu podejmowania decyzji”, który obecnie obowiązuje. Poznałem go od środka i miałem możliwość wyrobienia sobie opinii. Niestety, negatywnej. Tylko jeden przykład z ostatnich miesięcy dotyczący budżetu głosowanego na ten rok. Przypomnę, że chodziło o gigantyczną kwotę na inwestycje. Pan wójt przygotował budżet i przedłożył komisjom. Nie odbyła się żadna dyskusja. Żadna. Ani na komisjach, ani w trakcie sesji, nie licząc oczywiście mojej aktywności. Jak zdecydował wójt, tak ma być. Koniec, kropka. Takie myślenie dzisiaj, niestety, wygrywa. A przypomnę tylko, że do podziału środków można mieć wiele zastrzeżeń. Sporo sołectw otrzymało bardzo niewiele pieniędzy. Wiem na pewno, że kilku radnych wspierających wójta zadowolonych nie było. Ale zacisnęli zęby i zagłosowali, jak im kazano. Tak to leci. Podobnie wyglądała sytuacja z głosowaniem nad dalszym zadłużeniem Gminy. Bez dyskusji. Jak wspominałem, panuje władza absolutna...
Spór w łonie samorządu powstał wokół okręgów wyborczych. Wyjaśnienia władz gminy Pan przekonały czy nadal ma Pan wątpliwości?
Nie. Nie było sporu. To sytuacja podobna do tej, o której wspomniałem wcześniej. Na komisjach przedstawiono projekt już zaopiniowany przez komisarza wyborczego. Nie było możliwości wprowadzania zmian. To, że okręgi są niereprezentatywne, jest faktem. Z jednej strony mamy okręgi wyborcze z nieco ponad 400 uprawnionych, z drugiej takie, gdzie jest ich ponad 1000. Krytyczną uwagę wyraziłem ja i jeszcze jeden radny. Ci radni, których ten niesprawiedliwy podział dotyka, najbardziej milczeli i... głosowali za.
Napisz komentarz
Komentarze