"Pani Anita to łodzianka, która podczas ciąży dowiedziała się o poważnych wadach rozwojowych swojego nienarodzonego syna, Feliksa. Wady te były na tyle poważne, że dziecko mogło nie przeżyć porodu lub być skazane na życie w cierpieniu. W związku z tym kobieta zdecydowała się na przerwanie ciąży.
Po podjęciu tej decyzji spotkała się jednak z oporem ze strony personelu medycznego. Zamiast otrzymać wsparcie, została skierowana na oddział psychiatryczny, gdzie spędziła trzy dni w izolatce o wymiarach 2 na 2 metry, bez klamek i gniazdek. Zabrano jej pasek od szlafroka, torebkę, kable do telefonu, a nawet witaminy ciążowe. Musiała machać do kamery, aby wyjść do toalety
Dzięki interwencji organizacji kobiecych udało się ją wypisać ze szpitala psychiatrycznego. Ostatecznie Anita zdecydowała się na wyjazd do Oleśnicy, gdzie przeprowadzono zabieg przerwania ciąży poprzez podanie zastrzyku dosercowego zatrzymującego akcję serca płód"
- napisał Onet.pl.
A to komentarz Gizeli Jagielskiej, wicedyrektor PZSz w Oleśnicy dla Gazety Wyborczej:
Znowu kolejna wielka sprawa wypłynęła a propos niewykonania aborcji, która oczywiście skończyła się tym, że my z zespołem oczywiście ją wykonaliśmy. No nie, oczywiście, że tak nie powinno być. Oczywiście, że uważam, że postępowanie niektórych moich koleżanek i kolegów jest nieetyczne. I oczywiście, że jako lekarce jest mi wstyd za te rzeczy, które mają miejsce i jest mi bardzo wstyd za to, co się wydarzyło, bo nie wiem, jak opisać słowami tą sytuację. Kiedy pacjentkę, która potrzebuje pomocy, która ma wskazanie do aborcji, zamyka się dla jej dobra w oddziale psychiatrycznym.
A najbardziej bolące jest to, że to nie jest pierwsza pacjentka, która przyjechała do nas na konsultację i która miała za sobą taki pobyt właśnie przymusowy w szpitalu psychiatrycznym i która została wypisana z epikryzą pod tytułem wypisana w stanie optymalnej poprawy
Napisz komentarz
Komentarze