Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 27 listopada 2024 18:47
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Oleśniczanie o Janie Pawle II

"Architekt, sportowiec, fotograf, nauczyciel, specjalistka ds. marketingu, żołnierz, młode małżeństwo, kolejarz... Oleśniczanie dzielą się swoimi refleksjami po odejściu Jana Pawła II. Wspominają pielgrzymki i spotkania z Ojcem Świętym" - przypominamy artykuły Panoramy Oleśnickiej z kwietnia 2005 roku, napisane kilka dni po śmierci Karola Wojtyły.
Oleśniczanie o Janie Pawle II

Wojciech Bartnik, bokser, radny

Wiedziałem, że On wie, co ja myślę, co czuję...

Odeszła osoba, która jest bliska wszystkim ludziom wierzącym. Bardzo bliska osoba dla sportowców. Wiele razy umiał się z nami podzielić swoją wiarą, dodać nam przede wszystkim otuchy i wiary. Odszedł wielki autorytet. Człowiek odważny w swoich poczynaniach. To chyba pierwszy Papież, który tak wiele podróżował. Sto dwadzieścia parę państw odwiedził. Zastanówmy się, że gdyby człowiek był młody i tak miał jeździć, to skąd by miał energię brać, a On ją miał. Tym większą, że ciągle jednak był skoncentrowany, żeby głosić Słowo Boże, a nie tylko jeździć i zwiedzać.

Ja miałem okazję być u Ojca Świętego w roku 2000, w październiku. Całkiem przypadkowo dostałem propozycję od księdza Mikulskiego z Warszawy, opiekuna polskich sportowców, wielkiego przyjaciela sportowców, a w szczególności pięściarzy. Była to pielgrzymka gdańsko-warszawska. Dostałem telefon i zaraz na drugi dzień musiałem podjąć decyzję: czy jadę, czy nie jadę. Wahałem się, bo tak naprawdę nie miałem pieniędzy tak dużo, żeby hotel sobie opłacić w Rzymie, trzeba coś zjeść, itd.

Ksiądz mówi: Nie przejmuj się, miej tylko pieniądze na paliwo. No to wsiadłem w nowo kupiony samochód, nie był nowy, ale od niedawna stał pod domem. Wsiadłem z żoną i znajomymi, którzy akurat mieli coś do załatwienia w Rzymie. Wyruszyliśmy o godzinie 9 następnego dnia. Mieliśmy około 24 -25 godzin, żeby dojechać do Rzymu. Udało nam się to z nawiązką, bo byliśmy o godzinie 8 rano następnego dnia pod Rzymem. Jechaliśmy cały dzień i całą noc.

Spotkanie z Papieżem to niezapomniane przeżycie. Nie myślałem, w ogóle nie liczyłem na to, że mogę zostać wytypowany do tego, aby wręczać papieżowi hostię, bo była hostia do wręczenia. Ludzi na audiencji było bardzo dużo, bo akurat było 100-lecie rzymskiego klubu sportowego Lazio i Papież wtedy zaprosił gwiazdy sportowe, piłkarzy, kibiców. Byli i sympatycy Lazio, i Romy, kibice [oba kluby nie przepadają za sobą - R.R.] coś tam krzyczeli do siebie po włosku. Ale kolega tłumaczył mi, że to było takie sympatyczne dokuczanie.

Siedzieliśmy w drugim rzędzie, czyli bardzo blisko. Ojciec, który jest przy Papieżu, akurat rozmawiał ze mną i z grupą sportowców. Miałem to szczęście, że bardzo chciał, żebym to ja wręczał Papieżowi hostię. Nie byłem przygotowany na to duchowo, ale małżonka i znajomi, i wszyscy inni mówili: Co ty, taka okazja, chłopie, nie marnuj tego! I jakoś mnie namówili, bo niewiele trzeba było, żebym się zgodził, ale brakowało mi odwagi, tak mogę powiedzieć, żeby podejść do Papieża.

- Dobrze - powiedziałem do tego ojca - ale ja jestem za dużym grzesznikiem, żeby być blisko Papieża. - Nie jest tak źle - zażartował wtedy. Aha, była jeszcze historia z rękawicami. Kiedy wysiadałem z auta po przyjeździe do Rzymu, żona mówi do mnie: Weź rękawice, dasz Papieżowi. Miała widać jakieś przeczucie. No i dałem hostię i te moje rękawice z dedykacją. A gdy je wręczałem, gdy spojrzałem w Jego oczy, to po prostu wiedziałem, że On wie, co ja myślę, co czuję. Tak to wszystko odebrałem...

AKTUALIZACJA

Wojciech Bartnik po naszej publikacji napisał : Był to rok 2000. Jan Paweł II był zawsze moim duchowym idolem. Sportowym był Evander Holyfield, którego poznałem 3 tygodnie wcześniej. To był mój bardzo spontaniczny wyjazd,dostałem telefon w piątek i w sobotę rano wyruszyłem samochodem do Rzymu. Absolutnie nie myślałem, że będę wręczał dary...

Roman Faryś, prezes Akcji Katolickiej im. ks. Sudoła

Jeździłem jako pielgrzym i fotografowałem...

Wydaje mi się, że te ostatnie dni pokazały tym, którzy chcieli, by wcześniej ustąpił, Jego cierpienie. Wciąż widzę go w oknie, w jedną z ostatnich niedziel, kiedy chciał przemówić i tylko to ostatnie słowo powiedział: Amen. Chrypliwy głos i taka słabość ludzka, i takie emocje, że nie może już mówić. To było po prostu ludzkie. Pomimo Jego wielkości, wielkości człowieka-papieża, było w nim widać takiego normalnego Ojca naszego, Tatusia. To jest po prostu bliskie. To się rozlało chyba na wszystkich, że to jest Ojciec, taki ciepły, najbliższy. Pan Bóg pozwolił, że byłem na wszystkich pielgrzymkach Ojca Świętego w Polsce, nawet jak się Ewunia urodziła, to w porozumieniu z żoną pojechałem - to był 1983 rok.

Jeździłem indywidualnie jako pielgrzym i fotografowałem, żeby uwiecznić te spotkania. I ja sam, jako Roman, zmieniałem się, byłem bliżej Boga. Bo przecież to nie było samo fotografowanie, bo nigdy tego nie robię. W sposób szczególny pamiętam Partynice, kiedy naprawdę nie można było się dostać na plac. Nigdy nie zapomnę wyciągnięcia flag Solidarności, momentu fotografowania tego znaku. Pamiętam te Jego słowa o tym, czym jest ta solidarność. To jest moje przesłanie: nie solidarność sama w sobie, tylko brzemiona jedno z drugim noście. Ja je noszę.

Pamiętam też pielgrzymkę Akcji Katolickiej, która była w 2003 roku. Wiemy, że to Ojciec Święty reaktywował Akcję Katolicką w Polsce. Dzięki niemu Akcja Katolicka powstała. Z całej Polski byliśmy na audiencji u Ojca Świętego, było przesłanie do Akcji Katolickiej. Z Oleśnicy było 12 osób, z całej Polski - 1.500. To niezapomniana pielgrzymka. Widzę Go, jak Go wprowadzają, bo wiadomo, że na tej platformie wjeżdża do auli.

Słyszę przesłanie, jego ciepłe słowa do nas, do ludzi świeckich, żebyśmy jako Akcja Katolicka byli ramieniem i przedłużeniem, że Kościół to nie tylko kapłan. To właśnie jest idea Jego pontyfikatu - głęboko rozlany Kościół: kapłan, siostry zakonne, świeccy, cały lud boży. Tak to odbieram i tak myślę, że jako Akcja Katolicka jesteśmy złączeni z parafią, z proboszczem, z biskupem, i razem chcemy pomagać innym...

Grzegorz Świtoń, architekt, radny

Doceniam jak nigdy dotąd wyróżnienie

Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że Ojciec Święty od nas odejdzie - to było oczywiste i można powiedzieć, że to był niejako pewnik w naszej świadomości. Ale ja osobiście nie widziałem tak do końca, co to znaczy naprawdę. Rok temu zmarła moja mama, wcześniej mój ojciec. I dziś mogę powiedzieć, że czuję taki sam ból i smutek, jak wtedy, gdy odeszli moi rodzice. Nasz Papież, przynajmniej w moim mniemaniu, był częścią nas wszystkich. Myślał przede wszystkim o nas, o ojczyźnie, o Polakach. Może tym bardziej dziś, jak nigdy dotąd, doceniam wyróżnienie przez Ojca Świętego medalem Pro Eclesia et Pontyficce, którą otrzymałem w 1999 roku.

W końcu to wyróżnienie dla mnie jako jednego z milionów bezimiennych wyznawców, którzy coś tam próbowali zrobić dla wiary, dla ludzi. Zaryzykuję takie stwierdzenie, do którego jestem całkowicie przekonany, że był to największy z największych Polaków. Powinniśmy się uczyć jego gorliwości, wiary, mądrości, konsekwencji działania, kultury i taktu. Szczególnie teraz, w tym zwariowanym i upolitycznionym świecie, gdzie człowiek coraz bardziej staje się przedmiotem, a nie podmiotem i dzieckiem bożym. Ja sam dwukrotnie byłem w Rzymie, byłem blisko bardzo blisko Ojca Świętego. Niestety, nie miałem tego szczęścia, żeby być przyjętym na audiencji prywatnej. Były to zawsze spotkania zbiorowe...

Waldemar Sobczak, nauczyciel, wychowawca

Rozmawiałem z Papieżem - nie marzyłem nawet o tym...
 
Waldemar Sobczak przez wiele lat uczył w Zespole Szkół Rolniczych w Bierutowie. Dzisiaj pracuje w szkole prywatnej, prowadzi też z żoną sklep. Jego spotkanie z Ojcem Świętym sięga aż 1984 roku...

- Była to wycieczka autokarowa nauczycieli - wspomina tamte dni Waldemar Sobczak. Dodajmy, że w tej wyprawie uczestniczył też obecny radny powiatowy Zygmunt Popczyk z żoną. - Trwała 3 tygodnie. Pojechaliśmy z Polski do Grecji, zwiedzaliśmy m.in. Ateny. Potem byliśmy w Jugosławii, dotarliśmy aż do Dubrownika. A następnie promem przez Adriatyk dopłynęliśmy do Bari we Włoszech. I zwiedzając Italię od południa, kierowaliśmy się w stronę Rzymu. Tak, żeby w środę być w stolicy. Papież przyleciał na środową generalną audiencję śmigłowcem z Castel Gandolfo. Wjechał na plac przed Bazyliką w Watykanie swoim odkrytym samochodem. Jeździł wzdłuż sektorów z wyciągniętą ręką, którą szczęśliwcy, będący blisko barier, mogli dotknąć. Miałem to szczęście! To był szok, to było niewyobrażalne szczęście, radość, uczucie, którego nie sposób opisać.

Uroczystość Papież rozpoczynał jak zwykle od witania poszczególnych grup pielgrzymów. W pewnym momencie usłyszeliśmy: „Witam grupę nauczycieli z Bierutowa”... Naszej radości nie było końca. Krzyczeliśmy - na pewno nas słyszał! Wtedy pomyślałem sobie, że lepiej już być nie mogło, że warto było jechać tyle kilometrów na to spotkanie...

Ale to jeszcze nie był koniec papieskiej przygody W. Sobczaka...

- Audiencja dobiegała końca, a Papież podszedł jeszcze na chwilę do ludzi - opowiada nasz rozmówca. - Powoli, z wyciągnietymi rękami, które można było ucałować, dotykał ludzi, głaskał po głowach, błogosławił. Szedł w kierunku chorych na wózkach inwalidzkich. Na tej drodze jakimś cudem znalazłem się ja oraz kilka osób z naszej grupy.

Kiedy trzymałem Papieża za rękę, odezwałem się, życząc mu dużo zdrowia. - O, Polak... - powiedział i uśmiechnął się. I wtedy zatrzymał się przy mnie dłużej. Opowiedziałem w kilku zdaniach, skąd jesteśmy, jak przebiega nasza wyprawa. Był zainteresowany, przypomniał, że pozdrawiał grupę z Bierutowa, zadawał pytania! Wtedy odważyłem się i podarowałem Papieżowi naszą okolicznościową plakietkę z trasą wyprawy. Papież mówił, że nauczyciel to niełatwy zawód i prosił o przekazanie życzeń wszystkim nauczycielom i ich rodzinom. Stało się coś, czego nie mogłem przewidzieć nawet w najskrytszych marzeniach! Rozmawiałem z Papieżem!

Tamte wydarzenia rozegrały się przed 20 laty. Ale Waldemar Sobczak nigdy o nich nie zapomniał.

- Od tej chwili upłynęło już 20 lat - mówi - a ja ciągle o tym spotkaniu pamiętam. Teraz, po śmierci Papieża, tamte wspomnienia odżyły. Czuję się wyróżniony...

Dorota Czerska, specjalistka ds. marketingu

Córka ma na imię Karolinka

Dorota Czerska pracuje w firmie Penny. Jest specjalistą ds. marketingu. Na audiencji u Ojca Świętego była, wraz z siostrą Renatą, przed pięciu laty...

- Spotkanie nie było planowane. Kiedy wyjeżdżałyśmy z siostrą do Rzymu w 2000 roku w czerwcu, nie miałyśmy nadziei na to, że uda się nam spotkać z Ojcem Świętym - opowiada Dorota Czerska. - Był to spontaniczny wyjazd, załatwiany przez jakieś przypadkowe biuro podróży, lokum w Rzymie też było organizowane przez jakąś pośrednią osobę, do końca nie wiedziałyśmy, dokąd dotrzemy. I dopiero na miejscu polski ksiądz, który zorganizował nam zamieszkanie, poinformował nas, że jest możliwość wzięcia udziału w audiencji u Papieża. Zaznaczył, że należy na ręce biskupa Dziwisza złożyć prośbę z motywacją, dlaczego to właśnie my miałybyśmy wziąć udział w takim spotkaniu. Sytuacja była o tyle szczególna - mówi nasza rozmówczyni - że obie z siostrą byłyśmy w ciąży i szłyśmy po błogosławieństwo nie tylko dla nas, ale dla tych dzieci.

U mnie to była taka bardzo długo wyczekana ciąża, takie wyjątkowe podziękowanie. Normalnie siostra w takich przypadkach, kiedy ma coś pisemnie uzasadnić, robi z tego wielkie wywody. A wtedy w trzech zdaniach ujęła to tak, że dostałyśmy informację, że jesteśmy zakwalifikowane na to spotkanie z Ojcem Świętym...

Ten szczególny dzień zaczął się dla obu sióstr Mszą świętą o godzinie 7 rano. - Musiałyśmy być tam wcześniej - wspomina D. Czerska. - Msza była w kaplicy prywatnej u Ojca Świętego. Do końca nie wiedziałyśmy, że będziemy dopuszczone tak blisko Ojca Świętego. Myślałyśmy, że mamy tylko możliwość uczestniczenia w nabożeństwie porannym z Nim, w bardzo wąskim gronie - było nas może około 20 osób.

Gdy wchodziłyśmy do kaplicy, to bardzo zależało nam, żeby być jak najbliżej Papieża. Jak weszłyśmy, to On był tuż obok, bo to jest maleńka kaplica. Na klęczniku już czekał na nas wszystkich. Wrażenie było wielkie, ponieważ w tym ogromnym Rzymie nagle rozległa się pieśń Czarna Madonna - zaintonowały ją siostry sercanki, które Papieżowi towarzyszą. I wtedy zrobiło się tak „po polsku”, że właściwie całą tę mszę płakałyśmy. Ze wzruszenia, bo nie dało się zatrzymać emocji. Siostry z Filipin, które też brały udział w tej mszy, pytały, dlaczego my cały czas płaczemy, czy nie cieszymy się, że Ojca Świętego widzimy. Powiedziałyśmy, że jesteśmy Polkami i tak naprawdę nie da się inaczej...
Ale cudowny ciąg niespodzianek jeszcze się nie kończył.

- Po mszy skierowano nas do sali, gdzie można było podejść do Ojca Świętego i kilka słów mu przekazać - kontynuuje swą opowieść D. Czerska. - Stanęłyśmy w kolejce. Pomyślałam wtedy: Boże, mam taką szansę powiedzenia osobie jedynej, wyjątkowej kilku słów. Co mam powiedzieć? Górę wzięły emocje, łzy. Poprosiłam tylko o błogosławieństwo dla mojej rodziny, dla dziecka, które miało się narodzić. I Ojciec Święty pobłogosławił siostrę, pobłogosławił mnie, przekazał nam swój papieski różaniec. Potem stałyśmy, płakałyśmy obok, doczekałyśmy do końca tego spotkania...

Dzisiaj, kiedy Dorota Czerska patrzy na swoją córkę, tamto spotkanie ma zawsze przed oczyma.

- Dla mnie takim ukoronowaniem tego spotkania było to, że córka ma na imię Karolinka, właśnie po naszym Karole Wojtyle - mówi szczęśliwa mama. - Ma już trzy lata skończone, wie, kto to jest Papież. A zdjęcia z audiencji mają w moim domu szczególne miejsce. To była wyjątkowa okoliczność. Nie Rzym, nie wieczne miasto, okazało się być celem tej wizyty, ale właśnie spotkanie z Ojcem Świętym...

Stanisław Ogrodnik, były wojskowy, działacz Akcji Katolickiej

Klucha była w gardle

Stanisław Ogrodnik brał udział w prywatnej audiencji u Papieża z całą rodziną.

- W tym roku minie w listopadzie 10 lat od czasu, kiedy uczestniczyliśmy w 1995 roku w 11-dniowej pielgrzymce poznańskiej służby zdrowia - wspomina Stanisław Ogrodnik. - Przez radio dowiedzieliśmy się, że są jeszcze miejsca wolne. Koszt był dość wysoki, ale zdecydowaliśmy, że cała rodzina pojedzie.

Rodzina pana Stanisława to żona Małgorzata i dwie córki: Maria i Alicja. Cała czwórka ruszyła na wyprawę do Rzymu...

- Pojechaliśmy dwoma autokarami - opowiada nasz rozmówca. - Z Oleśnicy byliśmy tylko my. Było też starsze małżeństwo z Wrocławia, a pozostali to mieszkańcy Wielkopolski. Spotkanie z Ojcem Świętym mieliśmy wyznaczone na 4 listopada, w jego imieniny, w imieniny Karola. W ten ranek pojechaliśmy na plac Świętego Piotra, tam zwiedzaliśmy Muzeum Watykańskie, a w tym czasie nasz przewodnik, ojciec duchowy z Poznania, poszedł upewnić się, czy ta nasza audiencja prywatna będzie na pewno. O umówionej godzinie na placu spotkaliśmy się i powiedział, że audiencja się odbędzie. Radość była niesamowita, bo wtedy Ojciec Święty troszeczkę chorował. W tym momencie był koniec zwiedzania, autokar ruszył z powrotem do hotelu. Każdy się musiał przygotować, wyprasować garnitur, koszulę, przebrać się...

- Mieliśmy taką pieśń na powitanie Ojca Świętego, śpiewaliśmy ją, cały czas żeśmy trenowali po drodze - dodaje pani Małgorzata - ćwiczyli, żeby wypadła jak najlepiej. No, ale sam fakt tej audiencji, wielkie wzruszenie, spowodował, że klucha była w gardle i, niestety, nie dało rady tego zaśpiewać tak pięknie...

- Samo spotkanie - kontynuuje opowieść mąż - odbyło się w Sali Klementyńskiej na górze. Około 200 osób było na tej pielgrzymce. Ustawiliśmy się grupami po 40 - 50 osób i Ojciec Święty do każdej grupy podchodził, z każdą rozmawiał, wypytywał się o różne rzeczy. Najwięcej tematów do rozmów było z młodzieżą. Papież pytał, co robią, gdzie się uczą, jak się uczą, nawet o oceny się wypytywał, jakie mają... Wzruszenie było niesamowite. Ojciec Święty był blisko, bardzo blisko, ale jeżeli on ręki nie podał, to jednak był taki szacunek wielki, żeby samemu nie wykonać takiego ruchu.

- Samo ustawienie na audiencji było bardzo fajnie przygotowane - dzieli się z kolei swoimi wrażeniami Małgorzata Ogrodnik. - Każda grupa tworzyła półkole i Ojciec Święty wchodził w środek tego półkola, pierwszy rząd klękał, następny i każdy miał go w zasięgu ręki. To dosłownie było parę minutek, ale wrażenie było niesamowite i wszyscy wychodzili ze łzami w oczach. A później nastrój był tak podniosły, że tego się nie da opowiedzieć...

- Po tej prywatnej audiencji - wspomina dalej S. Ogrodnik - poszliśmy do auli Pawła VI i odmówiliśmy z Ojcem Świętym różaniec.
Jak przeżywały to spotkanie córki? - Ala miała wtedy 11 lat - mówi ich mama. - Myślę, że dopiero teraz dociera do niej to wszystko, że miała taką okazję w życiu. W momentach tych spotkań z Ojcem Świętym była przyciszona, coś ją tam wewnątrz nurtowało, ale ona raczej jest skryta i nie chciała się wypowiadać. A Marysia - starsza o dwa lata - bardziej to przeżywała, to widać było po niej...

Justyna i Dominik Polańscy

Przebywał z Bogiem

Justyna i Dominik Polańscy to młode małżeństwo. Dominik jest oleśniczaninem od 3 lat. Pochodzi z Bielawy. Pracuje i studiuje. Swoją przyszłą żonę poznał we Wrocławiu. Justyna jest rodowitą oleśniczanką [z domu - Skorny], też pracuje i studiuje. Ślub wzięli 16 października. - Zdecydowaliśmy się na tę datę, bo chcieliśmy, żeby to było w dniu wyboru Papieża. Papież był nam zawsze bliski: żona urodziła się w roku, kiedy Papież został wybrany; pierwsza pielgrzymka była w roku, kiedy ja się urodziłem - więc wzięliśmy ślub w dniu, kiedy Papież został wybrany.

A w grudniu mieli okazję jako świeżo poślubiona para wziąć udział w spotkaniu z Ojcem Świętym.

- To są nasze zaproszenia na audiencję generalną Papieża - mówią Justyna i Dominik, przeglądając album z pamiątkami z tego niepowtarzalnego spotkania. - Audiencja odbyła się 29 grudnia 2004 roku. Zaproszenia załatwiła na audiencję moja mama - opowiada Dominik. - Na audiencji była też moja siostra z narzeczonym i rodzice mojej żony.

W audiencji brało udział 25 par młodych z całego świata. - O, tutaj koło nas siedzi chłopak z Hiszpanii - mówi Dominik Polański, pokazując jedno ze zdjęć. - Większość to byli Włosi. Był chłopak, który bardzo, bardzo się wzruszał, jego oczy były wręcz spuchnięte od płaczu - tak to przeżywał. Par było 25, z Anglii, Indii, wspomnianych z Hiszpanii i Włoch, no i dwie pary z Polski. Zdjęcia mógł robić tylko Arturo Mari, słynny fotograf Papieża i przyjaciel jednocześnie. Widzieliśmy ten moment, kiedy Papież wjeżdżał na aulę, a Arturo Mari sobie po prostu stał, wykonywał swoją pracę tak jak zawsze, fotografował Papieża. A Papież, gdy go zauważył, skinął do niego i się przywitali. To było takie serdeczne, tak jakby mówił do niego: Cześć, a on też tak: Cześć. Ja to tak odbieram, choć nie wiem, co oni sobie powiedzieli, ale tak to wyglądało - mówi nasz rozmówca.

Za plecami Papieża stał chór z Siedlec. - Śpiewał jakąś zagraniczną kolędę - opowiada Justyna. - I tak się pięknie złożyło, że jak my zaczęliśmy podchodzić, klękać, zaczął jakąś polską kolędę. Wtedy to tak jakoś nas połączyło z Papieżem i z tym chórem. Przeżycie było bardzo mocne, wyjątkowe. Człowiek, podchodząc, ustala sobie, co by chciał powiedzieć, przekazać Papieżowi, ale emocje są bardzo duże, człowiek zapomina i zaczyna się mówić to, co się w tym momencie czuje...

- To są chwile ważne na całe życie - dodaje jej mąż. - Tak żeśmy je zapamiętali. Ale kiedy podeszliśmy, to była jakaś czysta improwizacja, wszystko uciekło z głowy. Ja dokładnie nie pamiętam, co powiedziałem. Chyba tak: Szczęść Boże, życzymy dużo łask bożych. Żona nie pamięta, co powiedziała. Pamiętam, że Papież powiedział: „Błogosławię was, moi rodacy” i nas pobłogosławił.

Ta audiencja przypadła na koniec 2004 roku. Jan Paweł II był już słaby fizycznie. - Były takie momenty - przyznaje Dominik Polański - że było widać tą słabość zewnętrzną, ale i walkę, upartość i charyzmę, i góralską upartość. W pewnym momencie Papież już opadł z sił i nie mógł mówić. Z całej siły, aż było to słychać w mikrofonie, uderzył w poręcz... Wywarło to na zgromadzonych ogromne wrażenie, że Papież chce przemawiać, ale fizycznie... Oczywiście zaraz młodzież zaczęła śpiewy, żeby nabrał siły, odpoczął. - Chcieli przekazać - dodaje żona - że są z nim rozumieją, że nie przeszkadza im, że trzeba poczekać, żeby nabrał sił. To nas jednoczyło, łączyło. Ci, którzy nie mieli, tak jak młode pary, szczęścia podejść do Ojca Świętego, jakby łączyli się z nimi, przeżywali to tak samo jak my.

- Niemoc fizyczna to jedno - mówi D. Polański. - A drugie to to, że od Papieża bije ciepło, widać, że ten człowiek przebywał z Bogiem, był blisko Boga. Fizyczność - marna, ale gesty, mimika - widać, że Papież patrzy na człowieka, słucha go i się nim interesuje. To są sekundy, ale to naprawdę widać.

- Widać, że każda osoba, która podejdzie do Papieża, nie jest tylko kolejną, którąś osobą, która jest zbywana - dodaje Justyna Polańska. Widać zainteresowanie, poświęcenie Papieża, widać, że chce poznać tę osobę i jak najwięcej się o niej dowiedzieć. To widać i to czuć. Ciężko to powiedzieć... Tego się nie da opowiedzieć. To jest niesamowite odczucie, takie ciepło. I ta świadomość, że Papież naprawdę przebywał z Bogiem. To była jedyna osoba, u której można było poczuć to, że jest się kochanym, ważnym i wyjątkowym, naprawdę. Przez te parę sekund można było takie wrażenie odczuć.

- Po audiencji - wspomina D. Polański - była wielka radość nasza, naszych rodziców i gości, którzy byli z nami. Na placu św. Piotra podchodzili do nas ludzie, Włosi, i nam gratulowali, coś mówili do nas po włosku. Przedstawiali się: Ja jestem Stefanio. Mówili, że Papież jest Polakiem. Była sympatia i ciepło. Wszystko dzięki Papieżowi, który tak potrafił wzruszyć ludzkie dusze. To on, nawiązując do Barki, był przecież rybakiem dusz ludzkich...

Franciszek Praczyk, kolejarz, działacz Solidarności

Chciał objąć nas wszystkich

Franciszka Praczyka znają z jednej strony wszyscy ci, którzy pracowali w oleśnickiej Lokomotywowni. Firmie, która w ostatnich dniach zniknęła z krajobrazu Oleśnicy. Została zburzona... - Całe życie tam pracowałem - mówi F. Praczyk. Z drugiej strony znają go doskonale wszyscy ci, którzy działali w tzw. pierwszej Solidarności, a potem walczyli o przetrwanie związku, kontynuując jego działalność w podziemiu.

- Byłem wtedy zastępcą, a później pełniłem trochę funkcję przewodniczącego związku, bo przewodniczący był bardzo prześladowany - wspomina nasz rozmówca. Franio, pan Franio - jak mówili o nim bliżsi i dalsi znajomi z okresu tej nielegalnej działalności - był jedną z najważniejszych postaci ówczesnej Solidarności. - Rzetelny, solidny, odważny, człowiek, na którym zawsze można było polegać. Dzięki takim ludziom Solidarność przetrwała i w końcu zwyciężyła - mówi jeden z działaczy tamtego heroicznego okresu.

Panu Franciszkowi było też dane spotkać się z Janem Pawłem II.

- To było, proszę pana, w stanie wojennym - opowiada o swoim spotkaniu z Papieżem Franciszek Praczyk. - Był 1982 rok, grudzień. Mijał niecały rok od wprowadzenia stanu wojennego. Byliśmy w Watykanie 8 grudnia. Pielgrzymkę zorganizowała parafia, głównie ksiądz Franciszek Sudoł. Były dwie grupy pielgrzymkowe. Miałem być w tej pierwszej, ale ktoś się chciał zamienić, bo nie pasował mu termin i ja przeszedłem do drugiej grupy. Nocowaliśmy w Domu Polskiego Pielgrzyma, wybudowanym przez Polonię, na Via Cassia, to jest troszeczkę za Rzymem. I mieliśmy takie szczęście, że Papież zaprosił nas do swojej kaplicy. Do kaplicy, w której odprawiał codziennie Mszę Świętą o 6 rano. I myśmy na tę 6 rano byli zaproszeni.

Weszliśmy odrobinę wcześniej, może 10, może 15 minut przed 6. Wprowadzono nas z towarzyszeniem papieskiej straży osobistej. Chwilę czekaliśmy, bo Papież klęczał na klęczniku i modlił się. To trwało. Myśmy cichutko weszli i pomodliliśmy się, i czekaliśmy na reakcję Papieża.

Kiedy skończył swoje modlitwy przed ołtarzem, wstał, odwrócił się do nas i takim swoim szerokim gestem powitał nas: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Witam pielgrzymów z Oleśnicy”. Był jeszcze wtedy całkowicie sprawny. Było już po zamachu, ale wiadomo, wszystko się wygoiło. Powitał nas, wyszedł, przebrał się, dwaj księża wyszli z nim. Później odprawił Mszę Świętą dla nas wszystkich. Księża byli u niego ministrantami. Z Oleśnicy pojechał ksiądz Edward Janiak, dzisiejszy biskup, i ksiądz Wojciech. Jego nazwiska już nie pamiętam.

Wtedy był w Oleśnicy, to był taki rówieśnik księdza Janiaka. W trakcie mszy udzielił wszystkim Komunii Świętej, wyszedł do zakrystii, a myśmy wszyscy przeszli do biblioteki, w której On zawsze pracował, w której przyjmował wszystkich gości, królów, prezydentów. Ustawiliśmy się w półkole w tym dużym salonie. Papież do każdego podchodził, z każdym się przywitał i każdemu wręczał różaniec. Parę słów z każdym zamienił, choć wszystko szybko się działo, bo przecież było aż 48 osób. Potem zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. I to był już koniec spotkania z Ojcem Świętym. Byliśmy przecież przeciętnymi śmiertelnikami, nie mogliśmy być tam dłużej. Pożegnaliśmy się, wyszliśmy. Spotkanie trwało od godziny 6 do za kwadrans 8. Każdy dostał zdjęcie. Można było wybrać wiele innych, to kosztowało 25 dolarów, o ile dobrze pamiętam, za sztukę. Ale trzy zdjęcia sobie zamówiłem i te trzy zdjęcia mam...

W 2000 roku wydawnictwo Edipresse Polska ogłosiło akcję „Muzeum Wspomnień”, w której poprosiło Polaków o nadsyłanie swoich wspomnień związanych z osobą Ojca Świętego. Nadeszło ponad 700 listów. Jeden z nich przesłał też Franciszek Praczyk. I w wydanej w 2001 r. książce „Muzeum Wspomnień - Księga Autorów” w rozdziale „W gościnie u Papieża” na stronie 60. znajdziemy też wspomnienie skreślone ręką pana Franciszka. Przytaczamy je w ramce.

Książkę i dwa zdjęcie mieszkaniec Oleśnicy przechowuje pieczołowicie. Zdjęcie, na którym wita się z Papieżem, oprawione w ramkę, wisi w domu na honorowym miejscu...



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

KoLytaw 11.10.2019 15:35
Programs & Degrees Would you like to display a housing opportunity or room request on this page? Housing Opportunity Form. Clark College does not have student housing and does not sponsor, endorse, screen or authenticate any Williams college housing

Tyle w temacie 06.04.2019 06:13
Kalec Ed to oszołom kodziarski!

dr Lewatywa 04.04.2019 13:07
Krzysiu K, wstań w końcu z kolan i przestań wdychać te kadzidła przy ołtarzu!

Krzysztof A. Kowalski 03.04.2019 12:16
Szanować drugiego człowieka, to nie wypisywać anonimów. Szanować siebie samego, to nie bać się konsekwencji słów własnych.

kuria twoja mać 03.04.2019 08:06
I dalej jesteś Krzysiek katolikiem, a nie chrześcijaninem ? To po co tyle czytałeś jak nie zrozumiałeś... Sensownym byłoby być agnostykiem.

Ex 03.04.2019 00:22
Obalil komunizm... Uczlowieczyl papiestwo przez kontakt z ludzmi i brak lektyki...otworzyl sie na inne religie... ale czy u schylku XX wieku to winna byc laurka, czy cos normalnego!??? poza tym... stal sie zlotym cielcem kosciola polskiego. Bilans religijny na minus

ciemny ludek 02.04.2019 22:20
Krzysiu K, to taki struś który schował łeb w piasek i udaje że księży pedofilli nie ma i nikt ich nie ukrywał!

Krzysztof A. Kowalski 02.04.2019 21:59
Szanowny Panie Edmundzie, a ja proponowałbym Panu spokojnie, bez pośpiechu przeczytać historię życia Karola Wojtyły, a później sięgnąć i nie przeczytać, ale wysłuchać kazań Jana Pawła II jakie wygłosił pielgrzymując do Polski. Może kiedyś opowiem Panu historię Niemki, ewangeliczki. Nawet nie wiem Pan ile książek, będących na liście zakazanych przeczytałem, ile dzieł różnych wyznań i nurtów filozoficznych poznałem.

Edmund Kaleciński 02.04.2019 21:41
Ja myślę Panie Krzysztofie, że powinien Pan poczytać niekościelnych autorów w sprawie Karola Wojtyły jako papieża. I to tak dość szybko, bo księża już palą niesłuszne książki. Jak naziści.

Adam 02.04.2019 22:37
Po co mówić o księżąch. Ja sam palę ksiązki masońskie, itp

Krzysztof A. Kowalski 02.04.2019 21:28
Sądzę, że Jan Paweł II z ojcowską miłością spojrzałby na pana Edmunda Kalecińskiego i wybaczyłby jemu jego błądzenie. Natomiast czymś wręcz niepojętym jest postawa Wojciecha Bartnika. Nigdy nie odważył się powiedzieć, że boks jest w sprzeczności z Ewangelią, że bokser krzywdzi drugiego człowieka. Dla mnie jest postacią, która nie potrafi odnieść największego zwycięstwa i nie chce stać się miłym Jezusowi Chrystusowi. Przez kilka lat zadawałem jemu to pytanie. Nie odpowiedział.

on 03.04.2019 09:35
a u psychiatry Pan nie pytał, pewnie odpowiedziałby

Edmund Kaleciński 02.04.2019 21:09
I nie jest wam dzisiaj dziwacznie? Przecież za jego czasów pedofilia kościelna miała się świetnie. Sprawnie ukrywali watykańscy podwładni papieża organizatorów zbrodni seksualnych. On sam błogosławił meksykańskiego kumpla, zbrodniarza seksualnego Degollado. Udawał, że nic w temacie pedofilii kościelnej nie wie.

xx 02.04.2019 21:23
Jak temat Kościoła to wynurza się E. Kaleciński. Zobaczymy jak wybije twoja ostatnia godzina czy bedziesz takim krytykantem...

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: OlimpijczykTreść komentarza: W jakim celu ?Data dodania komentarza: 27.11.2024, 17:53Źródło komentarza: Służby Ratownicze w stolicyAutor komentarza: LejdibojsTreść komentarza: Kojot, Koko, Jan. To ważna informacja dla was.Data dodania komentarza: 27.11.2024, 17:22Źródło komentarza: 1 grudnia - Światowy Dzień AIDSAutor komentarza: KrisTreść komentarza: Super:)Data dodania komentarza: 27.11.2024, 12:56Źródło komentarza: Kochają Polskę i znają jej historięAutor komentarza: zw=kowalski:-)Treść komentarza: @bezbożny. Masz rację. To pomoże zmarłemu tak samo jak "kadzidło". Jakoś duda nie zauważył jego zasług gdy żył ?Data dodania komentarza: 27.11.2024, 12:50Źródło komentarza: Pożegnanie Romana Ćwiękały. Beata Kempa wręczyła wdowie orderAutor komentarza: zw=kowalski:-)Treść komentarza: @dr No (real one). Nie sądź innych wedle innych. Zamiast iść drogą na argumenty podążasz drogą epitetów "wredny". Nie wnosiłeś nic inteligentnego na tym portalu. Dlaczego miałbym się podszywać po twój nick ? Natomiast bronś i jego ekipa przyzwyczaiła mnie do tego, że całe zło jakie jakie dzieje się w Oleśnicy przypisywane jest mnie.Data dodania komentarza: 27.11.2024, 12:46Źródło komentarza: Strażacka wierchuszka wizytowała rozbudowę komendy w OleśnicyAutor komentarza: zw=kowalski:-)Treść komentarza: @dr No (real one). Metoda eliminacji Darwina działa. Najsłabsze osobniki odpadają w eliminacji. Tak to działa. Nie wnosiłeś nic nowego na tym portalu poza tym, że używałeś słów typu "wredny" czy przypisywałeś mi wpisy innych osób. Innymi słowami "jesteś cienki". PS. @Koko, @Kojot, @Juras i inne odmiany też liczy, że się poddam. A sikając pod wiatr powoduje, że dowiecie się więcej o świecie i jak Polska jest opóźniona w rozwoju.Data dodania komentarza: 27.11.2024, 12:42Źródło komentarza: Strażacka wierchuszka wizytowała rozbudowę komendy w Oleśnicy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Redakcja Oleśnica24.com

Olpress s.c. 56-400 Oleśnica, ul. Młynarska 4B - zobacz szczegóły

Redaktor naczelny: Krzysztof Dziedzic