Muszę przyznać, że jeśli podobała mi się jakaś książka, to często biorę kolejne tego samego autora, często czytam wtedy wszystkie, jakie zostały wydane. Staram się jednak wybierać do recenzji inne, innych autorów, inne gatunki, oraz tylko trochę fantastyki, którą uwielbiam.
Natomiast książki sensacyjne i kryminały można czytać (i słuchać) zawsze. Wciągają i łapię się na tym, że „przeczytam jeszcze tylko jedną stronę”, oczywiście na jednej się nie kończy. Tak też było i tym razem. Australijską pisarkę, Lianę Moriarty, już poznałam, przy okazji sfilmowania jej powieści „Wielkie kłamstewka”.
Teraz chciałabym zaprosić do przeczytania jej kolejnej powieści „Dziewięcioro nieznajomych”.
Tytułowych dziewięć osób, łączy to, że chcieliby zmiany w swoim życiu. Łączy ich też to, że kłamią. Wszyscy wykupili ten sam turnus w SPA. Wszyscy zgodzili się, mniej lub bardziej świadomie na zasady panujące w tym ośrodku. Odludne miejsce, bajeczne wnętrza mają pomóc w wewnętrznej przemianie, wyciszeniu, medytacji, jodze. Akcja powoli się rozpędza. Dochodzą nowe, dziwne fakty o uczestnikach. Kiedy okazuje się, że bez zgody kuracjuszy, dosypuje im się do napojów narkotyki w mikrodawkach, akcja przyśpiesza. Jedna z kobiet jest w ciąży (chyba), druga ma menopauzę, a szefowa ośrodka najprawdopodobniej traci kontakt z rzeczywistością. Czy trzeba więcej napisać, aby zachęcić do przeczytania tej książki? Chyba tylko cytatem:
”Przez pięć minut mocowała się z furtką, tymczasem on wszedł bez najmniejszego trudu. Pulchną dłonią chwycił czarną gałkę, uniósł skobelek i stopą mocno pchnął drzwiczki. Frances jakoś zniosła obecność rozgorączkowanej okularnicy, która pływała tam i z powrotem z taką prędkością, że zostawiała za sobą kilwater niczym motorówka. A teraz jeszcze jego diabli nadali.
Seryjny morderca zostawił ręcznik na leżaku (należało wziąć z recepcji inny, w biało-niebieskie pasy, ale oczywiście tego faceta reguły nie obowiązywały), podszedł do krawędzi basenu i nie sprawdziwszy nawet palcami stóp temperatury wody, wskoczył do niej na główkę. Frances stateczną żabką odpłynęła na bok. Utknęła na dobre w basenie, bo nie zamierzała wyjść jako pierwsza. Wydawało jej się, że jest za stara, by martwić się tym, czy ktoś ocenia jej figurę w kostiumie kąpielowym, ale najwyraźniej ta neuroza rozpoczynała się u dwunastolatek i żadnym sposobem nie dało się jej wyleczyć.
Postanowiła podczas wszystkich kolejnych interakcji z tym facetem, dać się poznać jako silna kobieta, tymczasem na tle Maszy (niech szlag trafi tę amazonkę od siedmiu boleści) wygląda na typową pięćdziesięciodwulatkę, która lubi wygodne życie i ma słabość do czekoladek Lindt.”
Polecam, Ewa z Biblioteki Pod Pegazem.
Napisz komentarz
Komentarze