Serdecznie zapraszam do przeczytania książki Aleksandry Borowiec, pisarki pochodzącej z Płocka, mieszkającej w Warszawie, laureatki wielu nagród literackich. Powieść „Empatajzer" powstała w czasie pandemii. Jest określona jako gatunek science-fiction z elementami literatury pięknej, obyczajowej, thrillera i elementami symbolicznymi.
Świat jaki pokazuje autorka to świat po katastrofie ekologicznej w którym woda jest towarem luksusowym i najważniejszym (to oczywiste). Czytelnik od pierwszych stron książki sam musi się zorientować kto jest kim, gdzie i dlaczego. To, ze zmiany na świecie nie poszły w dobrym kierunku, jakoś każdy z nas czuje, ale jak bardzo? Wizja wykreowanego przez autorkę świata jest dość przerażająca. Nie tylko dlatego, że miasto Pattium (bogate), jest oddzielone od biednej Mizery murem. Nie tylko dlatego, że woda to towar luksusowy, a co za tym idzie wszystko bezpośrednio z wodą związane.
Ważnym elementem tej powieści są empatajzery, bransoletki, która umożliwiają zapisywanie emocji i przeżyć. Elektroniczny gadżet tylko dla najbogatszych. Wątek kryminalny zaczyna się już od pierwszych stron, kiedy Sara (policjantka) dostaje sprawę w dzielnicy Mizery. Zachęcam do lektury, oczywiście fragmentem:
„Obiecali nam szklane miasta, latające samochody, myśli Bea, stojąc w sklepowej kolejce. Obiecali stal, chrom, biel, jedzenie w pigułkach.
Gdzie, do cholery, jest to jedzenie w pigułkach? Albo chociaż shaki, pięć shaków dziennie, po jednym na każdy, odpowiednio zbilansowany posiłek? Niech będą mdłe, bez smaku, bez koloru. Ale niech będą.
O ile, myśli, byłoby łatwiej, gdyby ktoś im to wyregulował. Jakoś ustawił, uporządkował tę rzeczywistość, w której przyszło żyć. W głowie Bei brzęczą teraz silniki kosmicznych stacji, rezonuje echo wąskich, upapranych smarem korytarzy. Mogłaby jeść, spać, pracować na rozkaz, czemu nie.
O ileż wszystko byłoby prostsze.
Stoi przed sklepową ladą. W torbie, którą przerzuciła przez ramię, grzechoczą puste słoiki, papiery, pudełka. Tak bardzo się na tym nie zna, ale – nie przyznaj się do tego głośno - od czasu do czasu zabawa w dom sprawia jej nawet przyjemność. Kto by pomyślał? Trzeba by kupić kofeinę, schodzi jej naprawdę sporo. Jorik dłubie przy swoich badaniach, ona też ostatnio tyle pracuje, pomysły defilują jej przez głowę w pstrokatej paradzie. Po raz pierwszy, odkąd skończyła studia, czuje, że…
Wybierze jakąś.
Pani domu, dobra żonka. Można umrzeć ze śmiechu...”
Książkę poleca Ewa z Biblioteki Pod Pegazem
Napisz komentarz
Komentarze