Na podstawie informacji z olesnica.nienaltowski.net, czyli strony o historii Oleśnicy autorstwa Marka Nienałtowskiego, oraz materiałów z Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Wrocławskiego, Sławek Zagórski, dziennikarz, historyk zajmujący się militariami i historią wojen XX wieku, opublikował przed kilku laty na portalu Interia.pl tekst "Melchior Hedloff. Największy polski kanibal".
Opowiada on historię seryjnego mordercy i kanibala, zakończoną spektakularna egzekucją 19 lutego 1654 roku w Oleśnicy.
Melchior, pochodzący z Kuźnicy Kąckiej pod Międzyborzem, był jednym z najniebezpieczniejszych rozbójników tamtych lat. Był żołnierzem cesarskim i brał udział w Wojnie Trzydziestoletniej. Po powrocie do domu zajął się kłusownictwem, a z czasem drobnymi kradzieżami. W końcu, po dobraniu sobie kompanów, rozszerzył działalność o morderstwa. "Swoje zbrodnie popełniał na terenie lasów międzyborskich. Tam łupił i mordował za pomocą muszkietów i tureckiej szabli. Jego krwawy szlak prowadził przez Chojnik, Pawełki, Niwki i Surmin. W każdej z tych wiosek pozostawił za sobą trupy pozbawione niektórych organów" - czytamy w artykule Zagórskiego.
Wieść gminna niosła, że Melchior na wojnie pożerał serca swoich wrogów. Jednej z ofiar, ciężarnej kobiecie, wyciął podobno nienarodzony płód, aby zjeść jego serce. Podczas zeznań miał przyznać, że miało mu to zapewnić nadzwyczajne umiejętności.
Poszukiwany Melchior długo umykał wymiarowi sprawiedliwości, kryjąc się po okolicznych lasach.
"Najpierw we wrześniu 1653 roku zostały pojmane jego żona Anna i teściowa, które na mękach wyjawiły zbrodnie popełnione przez Melchiora. Opowieść wręcz mroziła krew w żyłach. Kobiety opowiedziały o ćwiartowaniu ofiar i spożywaniu ich ciał. Najbardziej wstrząsające zeznania dotyczyły jednak ich córki, której serce chciał zjeść Melchior. Ostatecznie żona dała mu serce niewielkiego zwierzęcia, a sama uciekła z córką. Niestety mimo pomocy udzielonej śledczym, nie przeżyła tortur, jakim ją poddano." - napisał Zagórski.
48-letni Hedloff wpadł 2 listopada 1653 roku podczas obławy zorganizowanej przez księcia oleśnickiego Sylwiusza Nimroda.
W śledztwie, na torturach, Melchior przyznał się do zamordowania co najmniej 251 osób. Wśród nich miało być ponad 100 Polaków, 6 Żydów i 10 kobiet. "Nie wiadomo, czy była to prawda, czy też wziął na siebie winę za wszystkie zbrodnie popełnione w Księstwie" - zauważa dziennikarz.
.
A tak opisuje egzekucję: "19 lutego do Oleśnicy przybyło kilka tysięcy ludzi. Widowisko miało się rozpocząć przed ratuszem. Od strony miejskiego więzienia wjechał wóz ze skazańcem. Za nim dumnie kroczył kat, reżyser i jeden z głównych bohaterów przedstawienia. Tłum wiwatował. Pierwszy akt spektaklu rozpoczął się od odrywania za pomocą obcęgów kolejnych palców Melchiora. Po czym wóz ruszył w trasę wokół rynku, aby każdy z widzów mógł zobaczyć spektakl...
W każdym z rogów rynku obdzierano Melchiora z płatów skóry za pomocą rozżarzonych kleszczy. Najpierw obdarto lewe ramię, później oderwano lewą pierś, następnie zerwano skórę z prawego ramienia, aż w końcu w rogu, gdzie dziś można dojść do bazyliki, oderwano mu prawą pierś.
Tu skończyła się miejska część przedstawienia. Kaci zawlekli skazanego na wołowej skórze poza mury miasta, gdzie zwykle odbywały się egzekucje (prawdopodobnie w okolicach dzisiejszego placu Zwycięstwa). Tam na specjalnie wzniesionym podeście połamano skazańca kołem, prawdopodobnie wyrwano mu serce, aby w końcu poćwiartowane zwłoki rozwlec na cztery strony świata. Cztery dni później zginęli dwaj jego bracia: Maciej i Jerzy, którzy także zostali połamani kołem. Znali oni wyczyny swego brata i miejsce, w którym się ukrywał, mimo to nie powiadomili władz - dlatego zostali uznani współwinnymi zbrodni".
Według ocen historyków była to najbrutalniejsza egzekucja, jakiej dokonano w Oleśnicy i jedno z najważniejszych wydarzeń towarzyskich tamtych lat, o którym mówiło się jeszcze bardzo długo.
"Wyobraźnia podpowiada, że być może jeszcze kiedyś o nim usłyszymy. Jako że długie lata żył z rabunku, być może „odkładał coś na czarną godzinę”. Być może skarb zbója Melchiora, o którego istnieniu nie sposób nie napisać, istnieje naprawdę. Faktem jest, że nigdy nie odzyskano zrabowanych przedmiotów, może kiedyś ujrzy światło dzienne jak jego arkebuz, który długie lata był przechowywany w muzeum osobliwości w oleśnickim zamku a po latach odnalazł się w Muzeum Wojska Polskiego" - napisała dwa lata temu Julia Montewska na portalu "Łowcy historii".
Napisz komentarz
Komentarze