"Otwarta niedawno dla zwiedzających, sala Zofii, jest jedną z wizytówek Zamku w Oleśnicy. Konserwatorzy odrestaurowali właśnie zdobiące sufit, piękne płaskorzeźby mitologicznych postaci. To obok inkrustowanych ornamentów wykuszu jednej z komnat, czy zabytkowej boazerii w sali rycerskiej właściwie jedyne oryginalne elementy, które zdobyły niegdyś perłę Oleśnicy.
Zamek w Oleśnicy jest pełen paradoksów. Choć znajduje się nieopodal Wrocławia, wielu mieszkańców stolicy Dolnego Śląska nie słyszało nawet o jego istnieniu. Mimo że II wojnę światową przetrwał bez większych zniszczeń, w jego wnętrzach na próżno szukać pierwotnego blasku, a tym bardziej zabytkowego wyposażenia. Choć w jego murach kryje się wiele tajemnic, mało kto się nimi interesuje. A przecież na rozwiązanie czeka wiele intrygujących zagadek.
Początki zamku w Oleśnicy sięgają XIII wieku, kiedy to na terenie ówczesnego grodu wybudowanego przez Piastów Oleśnickich rozpoczęto budowę warowni. Inicjatorem przedsięwzięcia był prawdopodobnie Konrad I Oleśnicki. Dzisiaj najstarszą częścią zamku jest wieża. Pozostałe części zawdzięczamy kolejnym właścicielom zamku, a w szczególności czeskiej dynastii Podiebradów. Po wygaśnięciu linii Podiebradów ziemie oleśnickie, jak i zamek stały się własnością Wirtembergów, Welfów i wreszcie Hohenzollernów. To właśnie za ich panowania zamek stał się letnią rezydencją. W czasie II wojny światowej w zamku pracowali konstruktorzy niemieckiej Luftwaffe, których przeniesiono tam spod oleśnickiego lotniska. Pod koniec 1944 i na początku 1945 roku z zamku wywieziono najcenniejsze wyposażenie. Zaraz potem zamek zajęła Armia Czerwona.To, czego nie wywieźli Sowieci, zniszczyli i zdewastowali pierwsi powojenni mieszkańcy Oleśnicy. Trudno ich jednak winić. W powojennym czasie, gdy brakowało jedzenia i opału, mało kto dbał o poniemieckie dziedzictwo Śląska".
Napisz komentarz
Komentarze