"4 czerwca 1989 roku miałem prawie równo 11 lat i szykowałem się na swój pierwszy obóz harcerski w Mrzeżynie. Tak mi się na tym obozie spodobało, że potem uczestniczyłem w nim jeszcze 8 razy, ale o magicznym Mrzeżynie pod namiotami może przy innej okazji.
Ten wpis będzie poświęcony jednej z najważniejszych dat w naszej najnowszej historii - czwartemu czerwca 1989 roku, którego 30 rocznicę obchodzimy właśnie dziś.
OK, wybory nie w pełni były wolne, układ sił, jaki się po nim wyklarował, czyli słynne „wasz prezydent, nasz premier” przez wielu określany był wtedy i jest dziś zgniłym kompromisem, ale przecież jedno jest w tym wszystkim niepodważalne: nie skończyliśmy jak Rumunia.
Chyba po raz pierwszy przełom dziejowy odbył się bez daniny krwi co najmniej jednego pokolenia, a patrząc z perspektywy lat trudno dziś znaleźć inną datę, którą można by uznać za koniec okupacji rozpoczętej 1 i 17 września 1939 roku. Okupacji najpierw morderczej, dążącej do wyniszczenia narodu, a potem zniewalającej i odbierającej godność i szanse życiowe.
Pamiętam jak w marcu 1989, gdy rozpoczęły się obrady okrągłego stołu wszyscy nauczyciele w szkole byli tym bardzo podekscytowani. My, mając te swoje 11 lat nie za bardzo się orientowaliśmy o co chodzi, ale na matematyce Pani Wrona, podczas kilkuminutowej gimnastyki, którą nam ordynowała w połowie lekcji, opowiadała nam, że dzieje się coś ważnego. Pamiętam, też jak w napięciu większym niż dotychczas mój tata słuchał Radia Wolna Europa na radiomagnetofonie Kasprzak i skrzeczących w nim falach krótkich.
Potem, już we wrześniu, pamiętam w telewizji mdlejącego niemalże w sejmie premiera Mazowieckiego, a potem jego gest pojednania z Helmutem Kohlem i upadający mur berliński.
Tak, pomimo tego jak bardzo różnie odbieramy dziś tamten czas, trudno zaprzeczyć, że na naszych oczach działa się historia. I pomimo wielu dzisiejszych kontrowersji w ocenie tamtych dni, ja jestem wdzięczny opatrzności za to, że tak wielki przełom ani na chwilę nie przerwał mojego beztroskiego dzieciństwa i otworzył mi szanse na przyszłość. Wiele powojennych roczników nie miało takiego szczęścia.
My, pokolenie dzisiejszych 40-latków, powinniśmy umieć to cenić. Zwłaszcza my, bo przecież jesteśmy dziś ostatnim pokoleniem Polaków pamiętającym czasy zniewolenia i szarej beznadziei PRL-u lat osiemdziesiątych".
Napisz komentarz
Komentarze